Merry Christmas
I wish You most of all good health and love.
Money aren't really important, specially when we can see,
that they can do bad things to people.
No matter how much we have on our christmas table,
the most important is who can eat this with us.
We forgot about many simple things, like smell of the cake, hug.
We should rest for a while.
2012 was hard for many of us.
I wish You to find strength and love
in these all things which You can do for You and Your familly.
Be marry of all inside memories You have.
Merry Christmas.
2 komentarze:
Nie mam teraz jak, Joniu, jednak nie potrafiłam się powstrzymać... Ta doskonale znana twarz i to bardzo znajome spojrzenie, ale jakby w Twojej odpowiedzi na pstryk pewnej Pauli. Zdjęcie, które przetworzyłaś szarymi odcieniami chłodu i białym, właściwie nieco przykurzonym, białawym światłem, przynależącym do niejako starych wspomnień. Na takich specyficznych pamiątkach z poszarpanymi, odbarwionymi sino brzegami wygasły nieobecne już dziś emocje. Zastąpił je błogosławiony wewnętrzny spokój, trochę obojętność wobec dawnych burz i dzisiaj chyba już nijakich poruszeń. Czas wytrwale odbierał im właściwy smak i żar. Tak stare fotograficzne zapisy najczęściej nie potrafią już niczego ani nikogo ogrzać. Oczy Richarda - tak, jak zwykle zresztą... Rzeczywiście gołębi puch i tej Twojej teRApeutycznej melancholii, Joniu, którą tak bardzo lubię od pierwszego spotkania z Johnem Thorntonem w Milton.
Myślę o tym 2. zdjęciu, właściwie odkąd je zobaczyłam pod przytulnym bardzo RAMikołajem. Często je oglądałam, przyznaję, ale „przytulałam” zupełnie inaczej... Bardziej okrywałam współczuciem. Czytam w nim w dalszym ciągu zapisany ból. Wiem przecież, że nie takie były Twoje intencje, Joniu. Nic jednak na to nie poradzę. Takie było moje pierwsze wrażenie i takie pozostało do tej chwili. Plama przysychającej czerwieni, niejako kaleczącej brzeg brwi, szarpie boleśnie i jątrzy wewnętrznie skojarzonym cierpieniem, które tu już wolno sobie przysycha. Kolor krzepnącej krwi na tym zdjęciu zaskoczył mnie bardzo. Jak i ten, niejako rozmazany, brązowiejący i żółknący niżej na dole twarzy. Gojenie bolesnej rany. Biologia ciała, którą tak inaczej, ale bardzo prawdziwie, choć prawdopodobnie niezamierzenie tu wg mnie zapisałaś. Dziękuję, Joniu.
Hej Kofika. Właśnie się zastanawiam kolejny raz czemu nie prowadzisz własnego blogu. Tak piękne, pełne obserwacji i przemyśleń nie powinny znikać w przestrzeni internetowej. To wszystko co Cię otacza ma wielki wpływ na Twoje przemyślenia. Niektórzy tyle tracą, nie zatrzymają się, nie przemyślą. Czasem męczy mnie ten brak czasu. Ludzie dziwią się, że nie mogą zasnąć, bo tyle myśli kłębi im się co noc w głowie. Nic dziwnego, bo jedynie nocą te myśli mają szansę zaistnieć. Serdecznie Ci dziękuję.
Prześlij komentarz