Ha ha ha dobre!!! Kiedy pierwszy raz usłyszałam Ryśka śpiewającego w Clarissie chichotałam jak mała dziewczynka ( jakoś mi to śpiewanie do niego nie pasowało), mimo wszystko wolę jak Ryś mruczy po krasnoludzku. ♥
Ja tez chichotałam bo ten Lovelace to się ewidentnie popisywał;) plus te jego popisy krasomówcze- to jednak niesamowite ze samym timbrem głosu można tak dobrze scharakteryzować człowieka. Ależ mamy zdolnego tego gwiazdoRA!:)
„Już teraz widzę, że jak mam chwilę z tym, co lubię, to jakby przybywało mi sił” – to Twoje niedawne słowa, Joniu, które na pewno zapamiętam, podobnie jak te Asi o potrzebie kochania piękna w różnym wypatrzonym wydaniu. Dzięki Wam, dziewczyny. Niestety, musiałam wykonać solidny żabi skok, Joniu, bo kompletnie nie nadążam. Fruwasz, dosłownie śmigasz entuzjastycznie i sypiesz postami jak Mikołaj prezentami ze swojego świątecznego worka. Idziesz jak błyskawica i tniesz jak jaskółka – „czarny sztylet”, również i dla naszej RAprzyjemności. Czytam, oglądam, słucham, przeszukuję, bo działo się tam i dzieje się wciąż tutaj. Mówiło się kiedyś: „Chleba i igrzysk!”, potem wołało o więcej koloru i świateł, szczególnie tych obłąkańczych, wielobarwnych, „podfiołkowych”. Teraz rozbrzmiewa powszechne żądanie – więcej luksów, watów, pikseli, efektów i przede wszystkim więcej szoku! I jest więcej zgodnie z życzeniem rzeszy widzów i mrowia obserwatorów. Mamy swoje igrzyska! My konkretnie fantastyczne RAigrzyska, od których trudno odejść, nawet jeśli spać się chce lub wysiadają całkiem oczy, ale przybywa sił i udziela się ten cały fantastyczny nowozelandzki czy japoński nastrój! Cudownie spotykać Richarda, słuchać go, czytać go i widzieć go w krasie męskiej bondowskiej spokojnej elegancji, sportowej swobody i wygody, w świetle dnia i np. w błękitnym świetle reflektorów, w którym jemu w hobbitowym gronie najlepiej, najprzystojniej. Fantastyczna męskość triumfuje, szczególnie w tym połyskującym garniturze... Sam smak, takt i gust! Ideał! Rzeczywiście przybywa sił i miłości dla widzianego piękna. Dzięki, że potrafiłyście to tak zgrabnie wysłowić, bo mnie jakoś słów więcej brak poza tymi, że chciałabym usłyszeć baryton Richarda w „My way” Franka Sinatry. To natychmiast właśnie przyszło mi na myśl, kiedy zobaczyłam go na zdjęciu z mikrofonem przy ustach. Marzenia, marzenia, czary mary...
3 komentarze:
Ha ha ha dobre!!! Kiedy pierwszy raz usłyszałam Ryśka śpiewającego w Clarissie chichotałam jak mała dziewczynka ( jakoś mi to śpiewanie do niego nie pasowało), mimo wszystko wolę jak Ryś mruczy po krasnoludzku. ♥
Ja tez chichotałam bo ten Lovelace to się ewidentnie popisywał;) plus te jego popisy krasomówcze- to jednak niesamowite ze samym timbrem głosu można tak dobrze scharakteryzować człowieka.
Ależ mamy zdolnego tego gwiazdoRA!:)
„Już teraz widzę, że jak mam chwilę z tym, co lubię, to jakby przybywało mi sił” – to Twoje niedawne słowa, Joniu, które na pewno zapamiętam, podobnie jak te Asi o potrzebie kochania piękna w różnym wypatrzonym wydaniu. Dzięki Wam, dziewczyny.
Niestety, musiałam wykonać solidny żabi skok, Joniu, bo kompletnie nie nadążam. Fruwasz, dosłownie śmigasz entuzjastycznie i sypiesz postami jak Mikołaj prezentami ze swojego świątecznego worka. Idziesz jak błyskawica i tniesz jak jaskółka – „czarny sztylet”, również i dla naszej RAprzyjemności. Czytam, oglądam, słucham, przeszukuję, bo działo się tam i dzieje się wciąż tutaj. Mówiło się kiedyś: „Chleba i igrzysk!”, potem wołało o więcej koloru i świateł, szczególnie tych obłąkańczych, wielobarwnych, „podfiołkowych”. Teraz rozbrzmiewa powszechne żądanie – więcej luksów, watów, pikseli, efektów i przede wszystkim więcej szoku! I jest więcej zgodnie z życzeniem rzeszy widzów i mrowia obserwatorów. Mamy swoje igrzyska! My konkretnie fantastyczne RAigrzyska, od których trudno odejść, nawet jeśli spać się chce lub wysiadają całkiem oczy, ale przybywa sił i udziela się ten cały fantastyczny nowozelandzki czy japoński nastrój! Cudownie spotykać Richarda, słuchać go, czytać go i widzieć go w krasie męskiej bondowskiej spokojnej elegancji, sportowej swobody i wygody, w świetle dnia i np. w błękitnym świetle reflektorów, w którym jemu w hobbitowym gronie najlepiej, najprzystojniej. Fantastyczna męskość triumfuje, szczególnie w tym połyskującym garniturze... Sam smak, takt i gust! Ideał! Rzeczywiście przybywa sił i miłości dla widzianego piękna. Dzięki, że potrafiłyście to tak zgrabnie wysłowić, bo mnie jakoś słów więcej brak poza tymi, że chciałabym usłyszeć baryton Richarda w „My way” Franka Sinatry. To natychmiast właśnie przyszło mi na myśl, kiedy zobaczyłam go na zdjęciu z mikrofonem przy ustach. Marzenia, marzenia, czary mary...
Prześlij komentarz