tag:blogger.com,1999:blog-6928494998555727263.post362897229488957185..comments2023-05-15T16:37:06.433+01:00Comments on Jonia's cut: Merry Christmas 2012Jonia's cuthttp://www.blogger.com/profile/03400309396286507095noreply@blogger.comBlogger2125tag:blogger.com,1999:blog-6928494998555727263.post-12184099682952640942013-01-01T17:01:18.109+00:002013-01-01T17:01:18.109+00:00Hej Kofika. Właśnie się zastanawiam kolejny raz cz...Hej Kofika. Właśnie się zastanawiam kolejny raz czemu nie prowadzisz własnego blogu. Tak piękne, pełne obserwacji i przemyśleń nie powinny znikać w przestrzeni internetowej. To wszystko co Cię otacza ma wielki wpływ na Twoje przemyślenia. Niektórzy tyle tracą, nie zatrzymają się, nie przemyślą. Czasem męczy mnie ten brak czasu. Ludzie dziwią się, że nie mogą zasnąć, bo tyle myśli kłębi im się co noc w głowie. Nic dziwnego, bo jedynie nocą te myśli mają szansę zaistnieć. Serdecznie Ci dziękuję.Jonia's cuthttps://www.blogger.com/profile/03400309396286507095noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6928494998555727263.post-42841730607574903542012-12-28T13:57:54.844+00:002012-12-28T13:57:54.844+00:00Nie mam teraz jak, Joniu, jednak nie potrafiłam si...Nie mam teraz jak, Joniu, jednak nie potrafiłam się powstrzymać... Ta doskonale znana twarz i to bardzo znajome spojrzenie, ale jakby w Twojej odpowiedzi na pstryk pewnej Pauli. Zdjęcie, które przetworzyłaś szarymi odcieniami chłodu i białym, właściwie nieco przykurzonym, białawym światłem, przynależącym do niejako starych wspomnień. Na takich specyficznych pamiątkach z poszarpanymi, odbarwionymi sino brzegami wygasły nieobecne już dziś emocje. Zastąpił je błogosławiony wewnętrzny spokój, trochę obojętność wobec dawnych burz i dzisiaj chyba już nijakich poruszeń. Czas wytrwale odbierał im właściwy smak i żar. Tak stare fotograficzne zapisy najczęściej nie potrafią już niczego ani nikogo ogrzać. Oczy Richarda - tak, jak zwykle zresztą... Rzeczywiście gołębi puch i tej Twojej teRApeutycznej melancholii, Joniu, którą tak bardzo lubię od pierwszego spotkania z Johnem Thorntonem w Milton. <br />Myślę o tym 2. zdjęciu, właściwie odkąd je zobaczyłam pod przytulnym bardzo RAMikołajem. Często je oglądałam, przyznaję, ale „przytulałam” zupełnie inaczej... Bardziej okrywałam współczuciem. Czytam w nim w dalszym ciągu zapisany ból. Wiem przecież, że nie takie były Twoje intencje, Joniu. Nic jednak na to nie poradzę. Takie było moje pierwsze wrażenie i takie pozostało do tej chwili. Plama przysychającej czerwieni, niejako kaleczącej brzeg brwi, szarpie boleśnie i jątrzy wewnętrznie skojarzonym cierpieniem, które tu już wolno sobie przysycha. Kolor krzepnącej krwi na tym zdjęciu zaskoczył mnie bardzo. Jak i ten, niejako rozmazany, brązowiejący i żółknący niżej na dole twarzy. Gojenie bolesnej rany. Biologia ciała, którą tak inaczej, ale bardzo prawdziwie, choć prawdopodobnie niezamierzenie tu wg mnie zapisałaś. Dziękuję, Joniu. <br />kofikahttps://www.blogger.com/profile/05223035614216841660noreply@blogger.com